Try to lie but it ain't me Ain't me
Try to look but I can't see
Can't stop right now cause I'm too far and I can't keep goin' cause
it's too hard
In the day in the night it's the same thing
On the field on the block it's the same game
On the real if you stop then it's no pain but if you can't feel pain
then it's no gain
Rearrange and you change and it's all bad and you try to maintain but
you fall back
And you crawl and you slip and you slide down
Wanna make it to the top better start now
So I hold my soul and I die hard
All alone in the night in the graveyard
Someday one day I'm gonna be free and they won't try to kill me for
being me
Hey someday
Someday we gonna rise up on that wind you know
Someday we gonna dance with those lions
Someday we gonna break free from these chains and keep on flyin'
***
Świst kolorowych promieni, huk zaklęć
rozbijanych o mury i drzewa, cisza… Cisza pochłonęła wszystko. Brązowe oczy
rozpaczliwie ogarnęły najbliższe ciała. Lavender Brown, Nimfadora i Remus
Lupin, kilaka metrów dalej truchło zakończone rudą czupryną- Fred Weasley.
Granger osunęła się na resztki kamiennych płyt, które kiedyś tworzyły
dziedziniec Hogwartu kalecząc dotkliwie kolana i dłonie, palce wplotła w
brązowe loki, a z oczu popłynęły łzy. Ból, strach, żal, gniew, gorycz porażki,
a na koniec pustka, pustka uderzająca w nią jak obuch, doprowadzająca na
granicę, w miejsce gdzie obłęd spotyka się z rzeczywistością, a ty tkwisz w tym
popapranym zawieszeniu. Krzyk rozerwał ciszę wydobywając się z gardła młodej
wojowniczki, a ból i strach przepełnił jej drobne ciało
— —Hermiona? — ciepła dłoń
spoczęła na jej ramieniu wyrywając z mrocznych wspomnień wojny.
— Godryku, Ron! — brązowooka
przyłożyła dłoń do serca.- Przestraszyłeś mnie! — chłopak uśmiechnęła się
przepraszająco, obejmując dziewczynę ramieniem.
— Gotowi na ostatni rok? — Potter z przeszłością radził sobie radością co nie raz było ogromną ulgą
dla pozostałych. Rudzielec kiwnął głową z lekkim uśmiechem po czym łapiąc
ukochaną za rękę ruszył w stronę Wielkiej Stali.
Złote Trio po raz kolejny
przekroczyło próg głównego pomieszczenia szkoły, po raz kolejny zasiedli
przy stole Gryffindoru i po raz kolejny obserwowali przydział
Pierwszorocznych, który po raz pierwszy nie był prowadzony przez Minerwę
McGonagall, bowiem tym razem kobieta zajęła pozycję nowej dyrektor Szkoły
Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Jak nakazywała tradycja zabrała głos gdy
każdy z jedenastolatków zajął już odpowiednie miejsce.
Witała uczniów w
kolejnym roku nauki, przypominając o nakazach i zakazach, informując o
punktach i szlabanach oraz nagrodach jakie domy otrzymywały na koniec
roku.
Gryfonka powoli przesuwała wzrok po znajomych twarzach, nie
zwracając uwagi na słowa nauczycielki Trnasmutacji. Luna Lovegood i
Neville Longbottom wysyłali sobie ciepłe uśmiechy i spojrzenia, Harry
obejmował Ginny, która siedziała ze spuszczoną głową, a Parvati Patill
smętnie patrzyła w rozgwieżdżoną imitację nieba rozciągającą się na
suficie Wielkiej Sali. Oczy dziewczyny dobiegły i do stołu Slytherinu, z
którego trzy głowy drgnęły w geście powitania na co i ona lekko kiwnęła.
Draco Malfoy, Blaise Zabini i Pansy Parkinson, która nawet obdarzyła
Granger lekkim uśmiechem.
— Do tej pory nie wiem jak
mogliście zeznawać na ich korzyść— warknął wściekle Weasley, zaciskając
dłoń na widelcu. — To plugawi Śmierciożercy —sykną wbijając sztuciec w
pieczeń.
— Ron, błagam— westchnęła
brązowooka. — Ile razy to jeszcze przerobimy? Wiesz, że nie chcieli być tym
kim byli, a każde z nas podczas wojny zabiło więcej ludzi niż oni przez
całą swoją służbę —szepnęła spuszczając głowę.
— To ich nie usprawiedliwia, my
walczyliśmy za wolność, każdy ma wybór Hermiono — pierwszy raz od kiedy
wsiedli do Ekspresu Londyn-Hogwart głos zabrała Ginevra.
— Nie każdy Gin- warknęła
starsza dziewczyna. — Ja go nie miałam gdy pozbywałam się wspomnień
rodziców, Harry go nie miał gdy ruszał do walki, a Ślizgoni nie mieli go
gdy zagrożone było życie ich bliskich. Wiem, że cierpisz ale mogłabyś
zobaczyć coś więcej niż obraną przez siebie wizję świata- wysyczała
wstając od stołu po czym z gracją opuściła Wielką Salę.
***
— Ciężkie początki?- Hermiona
uniosła głowę. Tuż obok niej stała Pansy Parkinson. — Widziałam twoją
rozmowę z przyjaciółmi- szepnęła niepewnie, siadając obok Gryfonki. — Kiedyś zrozumieją, oni zawsze mieli dwie drogi, z których jedna była
dobra, tacy jak my Granger, tacy jak ty czy ja zawsze mieliśmy złą i
gorszą — brunetka wbiła wzrok w tafle jeziora rozciągającą się przed
pomostem, który stał się miejscem tej jakże dziwnej i szczerej rozmowy,
pierwszej prawdziwej rozmowy. Po policzku Ślizgonki spłynęło kilka łez. — Też ich widzisz? W każdym śnie, twarze ludzi, którzy mieli odwagę walczyć
za lepsze jutro, którzy mieli odwagę rzucić swoje życie na pastwę
mrocznych zaklęć i okrucieństwa ludzi pokroju moich rodziców? — Szatynka
położyła dłoń na ramieniu rozmówczyni.
— Cały czas Pansy, ale każdy z
nich dokonał wyboru, zginęli jako bohaterowie a dzięki temu zawsze będą
żywi we wspomnieniach podziwiających ich ludzi, a my… my kiedyś będziemy
śnić spokojnie.
— Naprawdę w to wierzysz? — brunetka spojrzała o oczy koleżanki.
— Wierzę i ty też powinnaś..
Wspomnienia wojny zawsze będą się w nas gnieździć ale musimy nauczyć się z
nimi żyć. Czas płynie dalej, dostaliśmy nową szansę i musimy ją dobrze
wykorzystać dla wszystkich, którzy za nią zginęli — Parkinson uśmiechnęła
się słabo ocierając łzy po czym niespodziewanie przytuliła wychowankę domu
lwa.
— Dziękuję Hermiono, dziękuję
za wszystko, za zeznania, szansę i tą rozmowę, za wybaczenie mimo tych
wszystkich lat — zaskoczona Granger odwzajemniła uścisk uśmiechając się
lekko. Czuła, że wygrała walkę o kolejną duszę.
***
Noc już w pełni pochłonęła zamek, błonia i
Zakazany Las, położyła swoją dłoń na każdym drobnym liściu drzew spowitych
mgłą. Jednak późna pora nie przeszkadzała Drano'nowi w kolejnym rozrachunku
sumienia. Chciał, zacząć od nowa, mimo iż wiedział że będzie to żmudna i
wyczerpująca praca, widział to w oczach mieszkańców szkoły, wstręt, nienawiść
czasem rozczarowanie, znajdował to w każdej parze oczu, która zaszczyciła go
spojrzeniem.
Jego myśli krążyły wokół ostatnich
osiemnastu lat życia, życia według prawa twardej ręki jakie wyznawał Lucjusz.
Wtedy przepełniała go pycha i egoizm, przeświadczenie, że ten chory świat
dzieli się na lepszych i gorszych. Cały jego światopogląd upadł podczas wojny,
doprowadzając go na salę rozpraw.
Siedząc na wprost Kingsley'a Shacklebolt'a
wiedział, że przegrał, społeczeństwo żądało kary i nie interesowało się jego
nawróceniem podczas ataku na Hogwart. Ludzie mieli gdzieś po jakiej stronie
walczył, tak jak on miał gdzieś wszystkich ludzi przez całe życie. Gdy zobaczył
Pottera i Granger przekraczających próg Sali rozpraw zamarł, stracił ostatnią
nadzieję na łaskawy wyrok sądu i schował twarz w dłoniach czekając na termin
pocałunku dementora. W sekundzie jednak całe jego ciało skamieniało, oboje stanęli po jego stronie, a on nie mógł
uwierzyć w swoje szczęście. Wybraniec i dręczona przez niego szlama stali przed
radą Wizengamot'u i walczyli o jego wolność wyciągając coraz to lepsze
argumenty.
Tego dnia wychodził z Ministerstwa Magii jako wolny człowiek z
czystą kartą. Po dziś dzień czuł w nozdrzach zapach piwonii, jaśminu i pieprzu,
na jego oko różowego. Gryfonka stanęła przed nim z lekkim uśmiechem; ''
Powodzenia Draco '', dwa słowa, tak proste i zwykłe jednak raz na zawsze
zburzyły resztki jego świata i zaczęły stawiać nowe fundamenty. Wybaczyła mu?
Tak po prostu? Natłok myśli pozwolił mu tylko na krótkie ''dziękuję'' gdyż głos
uwiązł mu w gardle, a ona odwróciła się zmierzając w tylko jej znanym kierunku
by po chwili w tłumie znaleźć Pottera, który zadowolony z wyniku rozprawy
posłała mu pokrzepiający uśmiech.
U obojga z nich zaciągnął dług, którego nie
będzie mu łatwo spłacić. Ocalili jego życie mimo wątpliwych kontaktów, mogli
patrzeć jak odbierają mu duszę i mówić, że to jedyne na co zasłużył jednak nie
zrobili tego.
Co więcej dzień później dowiedział się, że oboje zeznawali w
sprawie jego matki oraz trójki najbliższych przyjaciół, z których każdy został
uniewinniony, kilka dni później Potter pojawił się w Malfoy Manor oznajmiając,
że Narcyza oraz Draco mogą liczyć na jego pomoc w tych ciężkich chwilach a
także, że ma nadzieję iż rozumieją, że ani on ani Hermiona nie mogli zeznawać w
sprawie Lucjusza, jego postawa i czyny były niezaprzeczalnie świadomym wyborem
i do samego końca nie okazywał skruchy.
Młody arystokrata nie miał mu tego za
złe, wiedział jakim potworem był jego ojciec oraz na jaką kare zasłużył, wtedy
właśnie nawiązała się nić koleżeństwa między dalekimi kuzynami, a arystokratka nie wypuściła Złotego Chłopca
póki ten nie obiecał pojawienia się na niedzielnym obiedzie, najlepiej wraz ze
swoją szlachetną przyjaciółką, cóż Hermiona na obiedzie nigdy się nie pojawiła,
jednak blondyn przysiągł sobie, że nigdy nikomu nie pozwoli skrzywdzić tej
dzielnej kobiety, która była jego największą bohaterką.
♠♠♠
Oto kochani wjeżdża Rozdział nr I, mam nadzieję, że jego OSTATECZNA wersja przypadnie Wam do gustu, osobiście jestem z niego zadowolona. Liczę na wasze opinie poniżej, dziękuję za uwagę. ♥
White Widows.♥